Wielki Post to czas przygotowania do przyjęcia Daru – Miłości; to czas dany nam do budowania relacji z Bogiem, który jest Miłością.

Relacja rodziców z dzieckiem powinna wspierać się na dwóch filarach: miłości bezwarunkowej i granicach. Tak często słyszę na ulicach zdanie, które mama wypowiada do dziecka: jeśli nie będziesz grzeczny, nie będę cię kochała. To zdanie jak w soczewce pokazuje prawdę o tym, że często uzależniamy naszą miłość od tego, jak drugi człowiek (dziecko) się zachowuje. Warunkowanie naszej miłości zachowaniem drugiego człowieka jest szantażem emocjonalnym. Powinniśmy kochać bezwarunkowo, co nie oznacza, że mamy akceptować każde zachowanie dziecka. Podstawowy problem polega na tym, że nie zdajemy sobie sprawy z tego iż przekazywanie naszej miłości musimy stawiać na pierwszym miejscu, przed wszystkim: przed nauczaniem dziecka, nadzorowaniem go, dawaniem przykładu, wdrażaniem do dyscypliny i tak dalej.

Każde dziecko nieustannie pyta rodziców: „czy mnie kochacie?”. Nastolatek zadaje to emocjonalne pytanie głównie swoim zachowaniem. Odpowiedź na nie nadaje sens życiu każdego człowiek, co odnajdujemy w hierarchii potrzeb Maslova. Rodzice dają dziecku odpowiedź na to pytanie swoim zachowaniem (nie tylko tym, co mówią, ale przede wszystkim tym, co robią).

Każdy z nas rodziców odpowie twierdząco na pytanie, czy kocha swoje dziecko. Ale gdy zadamy to pytanie dzieciom, często usłyszymy, że nie czują się kochane przez swoich rodziców. Aby dziecko było szczęśliwe, musi czuć się kochane. Nasza miłość do niego okazywana jest przez nasze zachowania, słowa są niewystarczające. Często na poziomie werbalnym deklarujemy miłość do dziecka, ale nasze zachowania mogą dawać przekaz sprzeczny z tymi deklaracjami.

Wielu dorosłych dzieli zachowanie dzieci na niewłaściwe i… normalne – to znaczy jakie??? Skutkiem tego jest wytykanie dziecku jego błędów, eksponowanie zachowań niepożądanych i podkreślanie „niedociągnięć”. Rodzicom wydaje się, że jeżeli nie skomentują negatywnego zachowania, będą winni zaniedbania, a często nie czują się winni, gdy nie podkreślą, nie pochwalą zachowania właściwego, bo uznają je za oczywiste, normalne.

Rozmawiając z rodzicami często słyszę stwierdzenia, że przecież błędy w zachowaniu dzieci należy korygować, ale za co dziękować, gdy dziecko wyniesie śmieci, czy dostanie dobrą ocenę w szkole. Przecież to normalne, że ma pomagać w domu i dobrze się uczyć. Normalne – to znaczy jakie, czy nie dobre???. A przecież za dobre trzeba wynagradzać!!! Łatwo dostrzegamy to, co złe, a nad dobrem przechodzimy do porządku dziennego.

Dziecko często nagradzane, chwalone, stara się być lepsze, bowiem zachęta, pochwała pobudza dobrą wolę, która zamienia się w czyn. Dziecko stale krytykowane dochodzi do wniosku, że i tak nie warto się starać, że jego wysiłki nie mają sensu, skoro rodzice wciąż okazują mu swoje niezadowolenie. Dziecko jest w większym stopniu ukierunkowane emocjonalnie niż racjonalnie, dlatego łatwiej odczuwa emocje niż fakty.

Społeczna teoria uczenia się głosi, że uczymy się przez naśladowanie i powtarzanie. Dzieci często bawią się w zabawy tematyczne, naśladują zachowania dorosłych i powtarzają je. W ten sposób uczą się wykonywać różne czynności, od dorosłych uczą się zachowań i reakcji na różne bodźce. Dlatego jedną z najważniejszych zasad, które trzeba stosować w kontaktach z dzieckiem jest szacunek wobec niego. To nasza postawa i język pełen szacunku wobec powinny być najważniejsze w relacji z nim. W ten sposób dzieci będą się uczyć takich postaw.

Miłość bezwarunkowa to nie pozwalanie dziecku „na wszystko”, gdy dziecku „wszystko wolno”… Trzeba w pełni akceptować dziecko jako osobę, ale mamy, jako rodzice, prawo i obowiązek nie akceptować pewnych jego zachowań. W imię miłości powinniśmy od dziecka wymagać, aby kiedyś wymagało od siebie. Stawiać mu granice wobec zachowań niepożądanych społecznie poprzez wprowadzanie w jego życie zasad. Dają one dziecku poczucie bezpieczeństwa i porządkują jego życie. Tylko wprowadzając dziecku zasady zewnętrzne (na przykład dobrego wychowania), stwarzamy możliwość, by w starszym dziecku mogły rozwinąć się jego wewnętrzne granice… normy moralne, które samo będzie stosować.

To my, dorośli, jesteśmy odpowiedzialni za to, by dziecko czuło się kochane, ale też, by uczyło się kochać.

 

* * *

               Dla mnie, osoby wierzącej, źródłem miłości jest Bóg, On jest miłością. Wiem, że nie wszyscy tak uważają, mają do tego pełne prawo. Są wolni. Ważne jest jedno: byśmy kochali, bo miłość nadaje sens życiu. Miłość, która wszystko przetrzyma, nigdy nie ustaje. Tak często dzisiaj używamy tego słowa, ale co ono dla nas znaczy? Dla wielu ludzi bardzo często przyczyną bólu jest cierpienie wywołane problemami w relacjach z najbliższymi im osobami, często dziećmi.

Dwudziesty pierwszy wiek, tak jak każdy inny, ma swoje tragedie. Jedną z najpoważniejszych jest kryzys relacji wywołany brakiem miłości, a właściwie wykrzywieniem jej prawdziwego obrazu. Mówiąc słowo „kocham”, ludzie podają warunki miłości lub przyczyny, dla których kochają, warunkują miłość. Z biegiem lat tak wiele osób zapomina, że podstawowym warunkiem miłości jest to, że jest bezwarunkowa, bezinteresowna. Małe dzieci na pytanie, dlaczego kochają swoich, nie potrafią udzielić odpowiedzi. Mówią, że kochają dlatego, że rodzice po prostu są…

Z upływem czasu robimy się coraz bardziej interesowni w miłości. Chcemy znaleźć w niej zaspokojenie naszych potrzeb. W miarę rozwoju relacji mamy wobec niej coraz większe oczekiwania, które nie zawsze do końca są zaspokajane. Miłość ma swoje etapy. Od tego najbardziej pierwotnego (który możemy zaobserwować u małych dzieci) gdzie chcemy kogoś mieć, często na wyłączność. Gdy ta potrzeba „posiadania” drugiej osoby nie jest zaspokajana, stajemy się coraz bardziej roszczeniowi…

Jestem terapeutą, w rozmowach z pacjentami często słyszę: „bo ona się zmieniła”, „bo on już nie jest taką samą osobą, jak był wcześniej”. To wszystko prawda. Zmieniamy się my, nasi małżonkowie, dzieci. Zmieniają się nasze potrzeby, marzenia, wyobrażenia, a więc nasze oczekiwania wobec miłości.

Miłość nie osądza, a więc nie mam żadnego prawa osądzać nikogo. Mogę tylko osądzić siebie… Wiem, że do miłości się dorasta. Jest to możliwe, gdy człowiek otworzy swoje serce. Miłość jest nam dana i jednocześnie zadana. Dlatego jest darem i jednocześnie zadaniem. Jest zadaniem, do którego jesteśmy zaproszenie jako rodzice, by uczyć nasze dzieci kochać. Dlatego zapraszam do rachunku sumienia, który sama staram się codziennie praktykować: „jaka dzisiaj była moja miłość”? Czy była cierpliwa… łaskawa… czy nie szukała swego… czy nie unosiła się gniewem… nie pamiętała złego… czy wszystko znosiła… wszystko przetrzymała (1 Kor 13, 4-8).

B.T.